poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Witaj szkoło...

  Przez wszystkie moje lata nauki szkoła nie nauczyła mnie nic, czego sam nie mógłbym się nauczyć.

  Dokładnie tak, szkoła nie służy do uczenia, a do oceniania i realizowania programu nauczania, czyli według nauczycieli najważniejszej rzeczy. Problem polega na tym, że realizowanie programu nauczania nie ma żadnego związku z nauką. 
  W całym tym programie znajdują się też lektury, które czytają nieliczni, nawet streszczeń tych książek nie chce się czytać. Spis lektur powinien opierać się na zainteresowaniach uczniów i na tym, co najczęściej czyta młodzież, a nie ma w nim książek młodzieżowych. Ja czytam książki, ale nie te, które są lekturami. Co mi po tym, że "Pan Tadeusz" to epopeja narodowa, jak nie wiem o co w nim chodzi. Nie dość, że pisany wierszem to jeszcze pełno słów, których znaczenia w dzisiejszych czasach nie znamy. Po za tym po przeczytaniu drugiej księgi i tak nie pamięta się co było w pierwszej. Czy to ma sens? Lektury powinny być interesujące i nie za długie, bo nikt ich nie przeczyta. Dzisiaj przeczytanie dłuższego tekstu jest problemem, bo to wymaga większego wysiłku. Po za tym i tak więcej osób zna "Pana Tadeusza" ze sklepu niż z treści powieści.
  Albo jedynka za napisanie interpretacji. Kto to wymyślił? Rozumiem, gdyby każda interpretacja była uznawana za poprawną, bo przecież każdy ma swój mózg i jeśli z niego korzysta to inaczej interpretuje. Ja za interpretację dostałem jedynkę, bo "źle zrozumiałem tekst". Jak można źle zrozumieć tekst, skoro w pisaniu interpretacji powinno się mieć wolną wolę. Ale nie, bo trzeba się zmieścić w kluczu odpowiedzi, czy w czymś co w skrócie można wytłumaczyć "myśl tak jak ja Ci każę, a nie tak jak uważasz". Szkoła uważa, że ludzie są na tyle głupi, że trzeba ich nauczyć myśleć, a najlepiej każdego tak samo, żeby się nie wyróżniali, bo społeczeństwo nie lubi odmieńców. 

  Opuszczając język polski przejdźmy do języków obcych. Co z tego, że potrafię w różnych językach układać różne czasy, skoro nie znam słówek? Słówka to podstawa, więcej języków nauczyłem się samodzielnie niż w szkole, w sumie w szkole nie nauczyłem się żadnego, bo tylko się zniechęciłem. Ale potrafiłbym dogadać się w 4 językach: angielskim, niemieckim, hiszpańskim, czeskim, a teraz jestem podczas nauki rosyjskiego. Także słówka to podstawa nauki języków i dogadania się z drugą osobą, bo nawet jeśli nie znasz gramatyki to znając słówka spokojnie możesz rozmawiać prosty przykład, gdy ktoś do Ciebie powie "Gdzie być Mielno?" to wiesz, że chciał powiedzieć "Gdzie jest Mielno" i go rozumiesz.
  O matematyce nie warto wspominać, bo to rzecz oczywista, że po za podstawowymi działaniami się nie przyda w życiu, więc grunt, żeby na dwa i jazda dalej. Z przedmiotami ścisłymi jest podobnie, chyba, że ktoś chce zostać jakimś bio inżynierem, czy fizykiem to wtedy musi się przyłożyć, ale jak nie to zasada taka sama jak w matematyce grunt, żeby na dwa i jazda dalej. Geografia tylko podstawowa, czyli kraje, i kontynenty ew. rzeki, oceany, góry, morza i jeziora oczywiście tylko te największe. Stolice i flagi nie są istotne, wystarczy wejść na Google. W-F, czyli jak dla mnie kolejny niepotrzebnie zmarnowany czas, nie lubię ćwiczyć na lekcjach, ale i tak jeżdżę na rowerze, chodzę po górach i czasem pływam, także wbrew temu co mówią, nie jestem kaleką i kondycji nie mam najgorszej. Sportu nie lubię więc nie będę tych 30 minut na wf-ie przeznaczał na bieganie za piłką, bo cholernie mnie to nudzi. Muzyka, plastyka - godziny przeznaczone na to, żeby nie mieć za mało lekcji. Religia - co ona w ogóle robi w szkole? Historia, czyli po co mam zapamiętywać milion różnych dat. WOS - po co mi wiedzieć co to jest demokracja, jak nie można jej doświadczyć i gadanie, że w Polsce była komuna. Kiedy? bo chyba ktoś był pijany jak to ogłaszał. WOK? Kulturę wynosi się z domu więc, po co mi to w szkole.
  Generalnie podsumowując szkoła nie uczy nic potrzebnego do życia. Bo po 12 latach nauki: nie umiem gotować, nie umiem wiązać krawata, nie umiem posługiwać się krzesiwem, nie wiem co zrobić w razie zagrożenia życia przez wojnę lub katastrofę i nie wiem po co ja tam chodziłem. Jeżeli ktoś chce się czegoś nauczyć to wejdzie na internet i się nauczy. A głupie gadanie, że posługiwanie się komputerem wymaga nauki to ściema. Teraz dzieciaki po 3-4 lata już potrafią korzystać z komputerów, tabletów, telefonów itp. Pisać i czytać też można nauczyć się w domu, więc do szkoły chodzimy tylko po to, bo jest taki przymus, a no po to, żeby mieć papierek.A na koniec jeszcze cytat Marka Twain'a:                 
     "Nigdy nie pozwól szkole stanąć na drodze Twojej edukacji"