wtorek, 1 grudnia 2015

Be yourself, you have nothing to lose

Na początku był chaos, z którego powstałem ja.


  Jestem dość chaotyczny, trudno za mną nadążyć. Potrafię spontanicznie decyzje podejmować i zmieniać. Niektórzy twierdzą, że wszystko trzeba dokładnie zaplanować, przemyśleć, zrobić zestawienie zalet i wad wynikających z tego. Ja jestem zbyt leniwy, żeby podejmować takie kroki, chociaż są sprawy nad, którymi rzeczywiście zastanowię się trochę dłużej. Są rzeczy, które planuję. Jednakże moje planowanie kończy się dynamiczną zmianą tych planów. Są osoby, którym przeszkadza moja postawa. Ja osobiście nie uważam, że to jest jakoś szczególnie złe. Może kiedyś sam odkryję, że z tego nie wynika zbyt dużo rzeczy, ale mam nadzieję, że do tego czasu jest jeszcze dłuuugo. Lubię siebie takiego jakim jestem i nie lubię się zmieniać. Jeśli jednak dokonuję jakiś swoich przemian to robię to nie dla innych, a po to, by mi było lepiej. Być może jest to trochę egoistyczne, ale nie przejmuję się opinią innych. Jak ktoś ma ze mną problem to nie jest mój problem, a tej osoby. Lubię chaos, nieporządek i taką dynamikę. Potrafię się odnaleźć w moim chaosie. Bardzo nie lubię, jak muszę mieć coś uporządkowane, dlatego jak robię porządki w moim pokoju, w szafkach to nie widać różnicy, tylko ilość kurzu mniejsza i jakiś śmieci. Dużo rzeczy zapisuję luźno na kartkach i choć mam tablice korkową to nie przypinam ich, bo nie jestem do tego przystosowany. Musiałbym wyrobić w sobie takie przyzwyczajenie, ale nie mam na to ochoty.         Czasem po kilku miesiącach potrafię odnaleźć jakieś zapisane moje myśli na kartce, co wywołuje czasem u mnie zdziwienie. Jeżeli coś piszę to też niekiedy nie jest to ułożone w jakimś porządku, tak samo mam jak mówię. Poprzestawiane szyki zdań, źle odmienione wyrazy nie dlatego, że jestem analfabetą, tylko dlatego, że to mi odpowiada i tak już jestem przyzwyczajony. Umiem panować i kontrolować ten swój chaos i chyba dlatego nie chcę go zmieniać, bo po prostu on mi nie przeszkadza. Potrafię mieć milion myśli, pomysłów na raz i muszę te najważniejsze jakoś zapamiętać i właśnie w tym momencie przychodzą mi z pomocą kolorowe karteczki, których całe pliki mam przy biurku, czy zeszyty w szkole. Są osoby, którym przeszkadza wygląd moich zeszytów, ale nie zmienię tego, bo to jest moje prawdziwe ja, którego się nie wstydzę. Bardzo lubię przypinki, opaski na rękę i pełno takich drobnych gadżetów. nie noszę wszystkiego na raz mam róże zestawienia. Inne opaski zakładam, gdy idę gdzieś połazić, a inne do szkoły, a czasem nic nie założę, bo nie chcę. Nie oznacza to, że jestem niechlujny. Czasem moje ubrania są niewyprasowane, ale są momenty, w których lubię wyglądać dobrze. Czasem to tylko przez lenistwo i nic więcej. 

Jedno jest najważniejsze, by nie wstydzić się siebie, swoich poglądów i pokazać innym swoje prawdziwe "JA". To najlepszy sposób na znalezienie prawdziwych przyjaźni i wykluczeniu wrogów. Nie udawajmy kogoś, kim nie jesteśmy i kim nigdy nie będziemy. Życie jest za krótkie by podszywać się pod kogoś innego, bo z czasem zrozumiemy, że nie wystarczyło nam życia na bycie sobą. Ja tak straciłem ok. 4/5 lat, bo chciałem się dopasować. Teraz nie przeszkadza mi to, że mnie nienawidzą, bo wiem, że ta nienawiść to też zazdrość o to, że potrafię pokazać swoje prawdziwe oblicze. Są osoby, które nie zasługują na bycie naszymi kolegami, bo są zbyt puści i głupi. Dlatego jeszcze raz powtarzam BĄDŹMY SOBĄ, a uzyskamy z tego wiele korzyści.

niedziela, 8 listopada 2015

Problem - rozwiązanie

  Każdego z nas dotykają problemy.

  

  

  Każdego dnia napotykamy problemy i musimy sobie z nimi radzić. Czasem jeden problem dotyczy wielu ludzi, a czasem tylko jednej. Czasem całe społeczeństwa mają jeden wspólny problem, wtedy aby go rozwiązać należy się zjednoczyć i go pokonać. Jeden człowiek nie rozwiąże problemu całej społeczności, społeczność nie rozwiąże problemu jednego człowieka. Tę walkę musimy przejść sami.
  Każdy z nas próbuje sobie z nimi radzić do pewnego stopnia. Jest również możliwość, że problem, który chcemy rozwiązać jest za wielki. Wtedy najczęściej uciekamy od niego. Nie, to nie jest rozwiązanie. Kluczem do rozwiązania sukcesu są trzy ważne kroki:

1. Rozpoznanie problemu, czyli mówiąc inaczej stwierdzenie na czym on polega.
2. Analiza, czyli co wywołało ten problem, jakie może być jego rozwiązanie i przeanalizowanie      skutków i przyczyn tego problemu. Po tych czynnościach powinniśmy znaleźć rozwiązanie.
3. Po tym, jak już wszystko dokładnie przeanalizujemy czas na rozwiązanie problemu

  Czasem nie możemy od razu rozwiązać problemu, więc musimy się z nim przespać. Najważniejsze by ten sen nie trwał za długo. Nawet jeśli pominiemy ten problem on w pewnym momencie pojawi się znowu. Problemy sprawiają, że nie możemy być w pełni szczęśliwi i nas blokują. Dlatego im wcześniej je rozwiążemy, tym szybciej osiągniemy sukces. Najczęściej nie chcemy się z nimi zmierzać i próbujemy je przesunąć na dalszy plan. W jaki sposób? W różny, każdy ma swoje sposoby np. słuchanie muzyki, zakupy, gry, oglądanie filmów, spacery, używki. Jednak to też go nie rozwiązuje. Mówi się, że los daje nam tylko takie problemy, które potrafimy rozwiązać. Więc jeśli nie możemy rozwiązać tego problemu to albo jesteśmy zbyt leniwi i nam się nie chce, albo nie wiemy jak rozwiązywać problemy lub po prostu to nie nasz problem. Generalnie rozwiązywanie problemu to walka, której wynik zależy od nas. Jeśli wygramy tę walkę będziemy silniejsi i mądrzejsi o kolejne doświadczenia. Jeśli jednak przegramy to nie możemy się poddawać. Tę walkę można powtórzyć i zmienić jej wynik. To co zrobimy zależy tylko od nas i od naszej woli.

  


środa, 21 października 2015

Optymizm

  Udało mi się i od jakiegoś czasu jestem optymistą.

  Pokonałem swoje słabości i wygrałem walkę, którą przegrywałem wiele razy i po jakimś  czasie miałem jej dość. Nie poddałem się i zrozumiałem, że nawet gdybyśmy przegrali 300 razy to mamy szanse wygrać, ale "żeby wygrać wyścig trzeba wystartować". 
  Nie trzeba wszystkich lubić, ale to nie oznacza, że od razu mamy ukazywać nienawiść, ja ją ukrywam. 
  Teraz zadanie dla Was napiszcie SMS-a, zadzwońcie, wyślijcie wiadomość na FB lub maila do jakieś osoby, nie ważne kto to będzie. Ważne żebyście napisali coś miłego typu "miłego dnia", "dobranoc", tak aby było to pozytywne i miłe. Może, a nawet fajnie będzie jeśli będzie to osoba, do której nie okazujecie sympatii, Jeśli natomiast nie chcecie to napiszcie to jakiejkolwiek innej osobie i czekajcie na efekt. Życzę powodzenia i odwagi, żeby to napisać ;) Dla Was też serdeczne Miłego Wieczoru :)

czwartek, 15 października 2015

  Wyobraź sobie pociąg, który odjeżdża w momencie, w którym Ty wbiegasz na stację. Po chwili zastanowienia postanawiasz do niego wskoczyć mimo, że przyspiesza. Skaczesz przy krawędzi peronu i udało się, jesteś w środku. Jednak po drodze zgubiłeś bilet, a portfel ktoś Ci ukradł. Zbliża się kontroler, a Ty się denerwujesz, bo to ostatni pociąg i musisz w nim pozostać. Ludzi wokół niby tłum, ale jakoś tak pusto. Nareszcie znalazła się ta jedyna osoba, która była na tyle łaskawa, by dać Ci pieniądze na bilet. Po tym wszystkim dziękujesz jej. Spoglądasz po jakimś czasie na miejsce, w którym stała, ale jej już nie ma, poszła. Niby znasz jej wygląd i nie zapomniałeś jej podziękować, ale zapomniałeś o najważniejszym, żeby jej nie zostawiać. Teraz już jej nie znajdziesz, to koniec Waszej znajomości. Może jeszcze na ostatniej stacji gdzieś w tłumie ją ujrzysz, ale wiedz, że to już nie jest ona. Zmieniła się i to bardzo.

czwartek, 1 października 2015

  Wyobraź sobie pociąg, który odjeżdża za 3 minuty, a Ty jeszcze musisz kupić bilet. Jest już pewne, że nie zdążysz. Pociąg rusza, Ty wbiegasz na peron i zauważasz w nim otwarte drzwi. Chwila zastanowienia. Postanawiasz biec i wskoczyć do niego. On jedzie coraz szybciej, Ty biegniesz równym tempem. Skaczesz przy krawędzi peronu. Udało Ci się jesteś w środku. Jednak po drodze zgubiłeś bilet. Widzisz, że idzie kontroler, a portfela brak, bo ktoś przy kasie Ci go ukradł. Musisz szybko coś wymyślić i ułożyć plan. Inaczej zostaniesz z niego wyrzucony, a to ostatni pociąg. Innej szansy nie ma. Musisz w nim pozostać. Kontroler coraz bliżej. Ludzi niby tłum, ale jednak pusto. Wymyśliłeś, że pożyczysz od kogoś na bilet. Zastanawiasz się od kogo. Ludzi dużo, on się zbliża. Jest! Znalazła się jedna osoba, która była tak łaskawa, żeby dać Ci pieniądze. Kupiłeś bilet. Ta osoba dalej tam stoi mówisz "Dziękuję". Mija jakaś chwila. Tej osoby już nie ma. Poszła. Niby wiesz jak wyglądała. Niby podziękowałeś. Ale zapomniałeś, żeby jej nie zostawiać. Już jej nie znajdziesz to koniec. Może na ostatniej stacji jeszcze ją ujrzysz, ale to już nie będzie ona. Zmieniła się i to bardzo.

wtorek, 8 września 2015

Dzień #12794

  
  Wstaję rano, jak zawsze poranna toaleta, ubieram się i wychodzę, w szkole spędzam jakieś 7 godzin. Wracam do domu, jem obiad i znów wychodzę, jadę na centrum. Załatwiam, co muszę i wracam znów do domu. W drodze na dworzec mijam pełno osób rozdających ulotki, udaję, że się uśmiecham i je od nich zabieram. Jestem coraz bliżej dworca, koło apteki mijam gościa, który na gitarze gra piosenkę, która jest fajna pod warunkiem, że nie dotyczy Ciebie. Chętnie bym go walnął, ale spieszy mi się. Wchodzę na dworzec, jadę na dół, czekam na autobus. Podjeżdża, ja wsiadam, wraz ze mną tłum ludzi. Na szczęście mam miejsce siedzące. Na przeciwko siada koleś, któremu wszystko przeszkadza. Na dworze jakieś 28 stopni, autobus bez klimy, a ten palant zamyka okno. Robi się coraz cieplej i duszno, czuję jak w busie nie ma już czym oddychać, postanawiam z niego wysiąść. Wysiadam i czekam na następny autobus, który zawiezie mnie do domu. Przystanek w słońcu, temperatura wynosi ok. 31 stopni, ale czekam. Przyjeżdża, wsiadam, znajduję miejsce siedzące, siadam. Obok mnie gość gadający całą drogę przez telefon po francusku. Na następnym przystanku wchodzi koleś z dzieckiem, które się drze, nie mam słuchawek i pomału puszczają mi nerwy. Wytrzymuję, w końcu mój przystanek, wysiadam i idę w stronę piekarni, kupuję 5 bułek i drożdżówkę z serem. Płacę, wychodzę. Idę do domu, zjadam po drodze drożdżówkę, wracam do domu, jem kolację, biorę kąpiel i znów spać, byle wytrzymać do jutra we śnie i nie obudzić się wcześniej.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Witaj szkoło...

  Przez wszystkie moje lata nauki szkoła nie nauczyła mnie nic, czego sam nie mógłbym się nauczyć.

  Dokładnie tak, szkoła nie służy do uczenia, a do oceniania i realizowania programu nauczania, czyli według nauczycieli najważniejszej rzeczy. Problem polega na tym, że realizowanie programu nauczania nie ma żadnego związku z nauką. 
  W całym tym programie znajdują się też lektury, które czytają nieliczni, nawet streszczeń tych książek nie chce się czytać. Spis lektur powinien opierać się na zainteresowaniach uczniów i na tym, co najczęściej czyta młodzież, a nie ma w nim książek młodzieżowych. Ja czytam książki, ale nie te, które są lekturami. Co mi po tym, że "Pan Tadeusz" to epopeja narodowa, jak nie wiem o co w nim chodzi. Nie dość, że pisany wierszem to jeszcze pełno słów, których znaczenia w dzisiejszych czasach nie znamy. Po za tym po przeczytaniu drugiej księgi i tak nie pamięta się co było w pierwszej. Czy to ma sens? Lektury powinny być interesujące i nie za długie, bo nikt ich nie przeczyta. Dzisiaj przeczytanie dłuższego tekstu jest problemem, bo to wymaga większego wysiłku. Po za tym i tak więcej osób zna "Pana Tadeusza" ze sklepu niż z treści powieści.
  Albo jedynka za napisanie interpretacji. Kto to wymyślił? Rozumiem, gdyby każda interpretacja była uznawana za poprawną, bo przecież każdy ma swój mózg i jeśli z niego korzysta to inaczej interpretuje. Ja za interpretację dostałem jedynkę, bo "źle zrozumiałem tekst". Jak można źle zrozumieć tekst, skoro w pisaniu interpretacji powinno się mieć wolną wolę. Ale nie, bo trzeba się zmieścić w kluczu odpowiedzi, czy w czymś co w skrócie można wytłumaczyć "myśl tak jak ja Ci każę, a nie tak jak uważasz". Szkoła uważa, że ludzie są na tyle głupi, że trzeba ich nauczyć myśleć, a najlepiej każdego tak samo, żeby się nie wyróżniali, bo społeczeństwo nie lubi odmieńców. 

  Opuszczając język polski przejdźmy do języków obcych. Co z tego, że potrafię w różnych językach układać różne czasy, skoro nie znam słówek? Słówka to podstawa, więcej języków nauczyłem się samodzielnie niż w szkole, w sumie w szkole nie nauczyłem się żadnego, bo tylko się zniechęciłem. Ale potrafiłbym dogadać się w 4 językach: angielskim, niemieckim, hiszpańskim, czeskim, a teraz jestem podczas nauki rosyjskiego. Także słówka to podstawa nauki języków i dogadania się z drugą osobą, bo nawet jeśli nie znasz gramatyki to znając słówka spokojnie możesz rozmawiać prosty przykład, gdy ktoś do Ciebie powie "Gdzie być Mielno?" to wiesz, że chciał powiedzieć "Gdzie jest Mielno" i go rozumiesz.
  O matematyce nie warto wspominać, bo to rzecz oczywista, że po za podstawowymi działaniami się nie przyda w życiu, więc grunt, żeby na dwa i jazda dalej. Z przedmiotami ścisłymi jest podobnie, chyba, że ktoś chce zostać jakimś bio inżynierem, czy fizykiem to wtedy musi się przyłożyć, ale jak nie to zasada taka sama jak w matematyce grunt, żeby na dwa i jazda dalej. Geografia tylko podstawowa, czyli kraje, i kontynenty ew. rzeki, oceany, góry, morza i jeziora oczywiście tylko te największe. Stolice i flagi nie są istotne, wystarczy wejść na Google. W-F, czyli jak dla mnie kolejny niepotrzebnie zmarnowany czas, nie lubię ćwiczyć na lekcjach, ale i tak jeżdżę na rowerze, chodzę po górach i czasem pływam, także wbrew temu co mówią, nie jestem kaleką i kondycji nie mam najgorszej. Sportu nie lubię więc nie będę tych 30 minut na wf-ie przeznaczał na bieganie za piłką, bo cholernie mnie to nudzi. Muzyka, plastyka - godziny przeznaczone na to, żeby nie mieć za mało lekcji. Religia - co ona w ogóle robi w szkole? Historia, czyli po co mam zapamiętywać milion różnych dat. WOS - po co mi wiedzieć co to jest demokracja, jak nie można jej doświadczyć i gadanie, że w Polsce była komuna. Kiedy? bo chyba ktoś był pijany jak to ogłaszał. WOK? Kulturę wynosi się z domu więc, po co mi to w szkole.
  Generalnie podsumowując szkoła nie uczy nic potrzebnego do życia. Bo po 12 latach nauki: nie umiem gotować, nie umiem wiązać krawata, nie umiem posługiwać się krzesiwem, nie wiem co zrobić w razie zagrożenia życia przez wojnę lub katastrofę i nie wiem po co ja tam chodziłem. Jeżeli ktoś chce się czegoś nauczyć to wejdzie na internet i się nauczy. A głupie gadanie, że posługiwanie się komputerem wymaga nauki to ściema. Teraz dzieciaki po 3-4 lata już potrafią korzystać z komputerów, tabletów, telefonów itp. Pisać i czytać też można nauczyć się w domu, więc do szkoły chodzimy tylko po to, bo jest taki przymus, a no po to, żeby mieć papierek.A na koniec jeszcze cytat Marka Twain'a:                 
     "Nigdy nie pozwól szkole stanąć na drodze Twojej edukacji"    

piątek, 31 lipca 2015

Ale starzec z tego młodzieńca

  Starość i młodość to rzeczy względne zresztą jak wszystko.

  Może i mam tylko 18 lat nie całe, ale wolałbym przeżyć jeszcze raz ten sam czas inaczej. Gdybym zaczął pielęgnować swoje pasje wcześniej... Ale nie ma co gdybać, jest to co jest i to co sami sobie zrobiliśmy. 
  Mam te swoje jeszcze 17 lat i zastanawiam się, czemu w oczach ludzi człowiek w moim wieku uważany jest za młodego, a auto, które ma zaledwie 12 lat jest już stare. Porównanie może z d... ale jest. 
"Starzeje się co już stare, nie młodnieje to co młode"
   Szukać różnic między starością a młodością jest łatwo, ale inaczej jest, gdy chcemy je porównać.
   Starość to następstwo młodości spowodowane nie tylko wiekiem, ale również przeżyciami. Czasem bywa tak, że 25-latek przeżył więcej niż ktoś, kto ma 50 lat. Życie ogólnie jest krótkie i trzeba z niego korzystać tak samo dobrze w każdym etapie życia, bo wehikułu czasu jeszcze nikt nie wymyślił.

środa, 22 lipca 2015

Temat dla każdego

  W sumie dlaczego by nie napisać o czymś, co dotyczy prawie nas wszystkich...

  Dla mnie demokracja jest złym ustrojem państwa. Dlaczego Republika Ludowa Chin, czyli według ich konstytucji kraj socjalistyczny jest bardziej rozwinięty niż nasza demokratyczna Polska. 
"Za komuny było lepiej" 
  Może i było, ale w Polsce nie było komunizmu. Komunizm miał powstać w ZSRR i powstałby gdyby dalej państwem rządził Lenin. Niestety do władzy doszedł Józef Stalin i bardziej ustrój ten przypominał połączenie totalitaryzmu i niedoszłego komunizmu. W Polsce panował wtedy taki sam ustrój jak teraz w Chinach. Dlaczego więc one się tak rozrosły, a my dalej gdzieś w dole tej strefy? Wszystko wina tego, że grupa ludzi chciała obalić rząd, żeby tylko dopchać się do władzy, a wystarczyłoby tylko zmienić gospodarkę. Ustrój był dobry, ale gdyby zamienić ówczesną gospodarkę centralnie sterowaną na gospodarkę wolnorynkową, byłby lepszy. Każdy narzeka jak to było źle, puste sklepy, kartki, kolejki, ale pełno pieniędzy. Teraz narzeka się, że pełne sklepy, a brak kasy. Więc czemu nikt nie wpadnie na pomysł by znów obalić rząd i wprowadzić stary ustrój z nową gospodarką? To wcale nie jest niemożliwe po prostu Polacy nie potrafią się pogodzić i połączyć, a przecież podobno kraj katolicki.  Znaczy, potrafią się połączyć, ale tylko w czasie wojny, bo w czasie pokoju każdy pała do siebie zawiścią i nienawiścią. Gdyby wszyscy Ci, którzy mają tego dość ruszyli na Warszawę to rząd upadłby szybko. Ale jak to powiedział Józef Piłsudski:
"Naród piękny, tylko ludzie kurwy"
   Może gdyby zniknęło przekonanie polak-katolik byłoby lepiej. Większe wpływy w państwie od ludzi i rządu ma kościół. Dlaczego zabrania się aborcji? Przecież, jeżeli rodzina jest biedna i otrzymuje wiadomość, że dziecko nie będzie w pełni sprawne to chyba oczywiste, że to będzie lepsze wyjście, chyba, że kościół lub rząd dadzą pieniądze na pomoc w utrzymaniu tego dziecka. Po drugie jeśli dziewczyna padnie ofiarą gwałtu to chyba też jest oczywiste, żeby miała prawo do aborcji, ale najbardziej oczywistą sprawą jest, jeśli dziecko ma urodzić się martwe. Dlaczego matka ma nosić przez 9 miesięcy martwy płód. Aborcji dokonuje się do pewnego wieku płodu, kiedy jeszcze nie jest rozwinięty. Jeśli mówić o zarodku człowiek, to może o żołędziu mówmy, że to dąb. Człowiek to w pełni rozwinięty zarodek, więc to raczej nie jest zabójstwo. In-vitro też nie jest złem, jeśli istnieją pary, które z jakiś przyczyn nie mogą mieć dziecka to sorry bardzo, ale modlitwa w niczym nie pomoże i wtedy trzeba udać się po pomoc do nauki.
  Może właśnie z tego samego powodu jest tyle zawiści i nietolerancji. Może warto byłoby stworzyć nowe przekonanie wśród polaków. Może wtedy ludzie by się zmienili. Może warto spróbować wprowadzić zmiany, a nawet jeśli się nie uda nie należy się poddawać, a walczyć do upadłego.      Polska ginie, chociaż my żyjemy...

poniedziałek, 20 lipca 2015

Koniec.

  Przepraszam, ale to koniec. Poddaję się. Nie płacz. Nie czekaj. Nie wrócę... już nigdy.

  To nie pożegnanie, a miłe wspomnienie z przeszłości. Czy dalekiej? Dla mnie nie. Trzy lata to nie tak wiele biorąc pod uwagę ile lat ma świat.

  Wspomnienie to ma w sobie wiele tajemnic. Kiedyś postanowiłem się poddać, ale nie mogłem odejść, bo to byłoby zbyt proste i przyniosłoby wiele uciechy wielu osobom. W sumie to odszedłem, ale nie do końca ja. Odszedł ktoś kim byłem, choć nie chciałem nim być. Można by tak powiedzieć, że stałem się nowym człowiekiem. Chociaż w zasadzie tak nie było. Dalej jestem tym, kim byłem, ale teraz już bez duszącej maski. Czy to dobrze, że zdjąłem maskę? Chyba tak, bo mogę być w pełni sobą i cieszyć się z tego, że inni mnie nienawidzą. Dlaczego? Bo wolę, by nienawidzili mnie za to kim jestem, niż kochali za to kim nigdy nie będę. Słowa, choć stare to wciąż prawdziwe, ale mimo to rzadko dopuszczane przez ludzi. 
  Zdjąć maskę może wydaje się łatwe, ale w rzeczywistości takie nie jest. Najpierw trzeba zrozumieć, że ta maska to przeszkoda, tak przeszkoda w prawdziwych relacjach międzyludzkich. Zakładamy maskę, by być lubianym, docenianym, bardziej interesującym, ale nie zdajemy sobie sprawy jaką krzywdę zadajemy tym sobie samym. 
  Ale nie zmieniłem się tylko i wyłącznie zdejmując maskę, bo nie byłaby to zmiana, a odzyskanie wolności. Stałem się kimś innym, poznałem nowych ludzi i zrozumiałem, że ja sam też mogę być lubiany za moją prawdziwą postać. Postanowiłem dzielić się moimi prawdziwymi poglądami, za co byłem lubiany, ale też nienawidzony, czego rzadko doświadczałem w masce. Zacząłem doceniać szczerość do tego stopnia, że stała się dla mnie najważniejszą wartością. Przedtem słuchałem tylko muzyki z radia, rzadko coś innego. Książek nie czytałem, bo nie chciałem się wyróżniać z tłumu wolałem iść z prądem, bo łatwiej. 
          "Nie próbuj nigdy iść pod wiatr 
          Wiatr zawsze głupcom wieje w oczy
            Z szeregu nie wyłamuj się 
 Bo wyżej dupy nie podskoczysz"
Myślałem, że tak będzie w porządku, myliłem się jak wielu z nas. Mądrym jest ten, który idzie pod prąd, zrywa kajdany, obala mury. 
  Teraz robię to na co mam ochotę, czytam książki, słucham swojej muzyki, choć tak na prawdę to każdej, jestem wolny. Nie przejmuję się innymi, słucham tylko, tych wartościowych, tych, którzy nie są głupi. Resztę olewam, przynajmniej się staram, chociaż dzięki nim rozumiem co zyskałem, porównując ich do siebie. Przyjmuję też nowe wartości, poglądy, jestem bardziej tolerancyjny, otwarty, ale to też zasługa osób, które poznałem. Dzięki niektórym poznałem siebie, zrozumiałem pewne rzeczy. 
  Czasem zastanawiam się, co by było gdybym się nie zmienił. Ale to nie ważne, jestem teraz tu, oni też są i się nie poddamy, chyba, że przyjdzie czas na kolejne zmiany na jeszcze lepsze.
  Czy warto się zmienić? Należy, jeśli jest taka okazja, a jeśli to nam nie będzie pasować, to chociaż zdobędziemy nowe doświadczenia. I choć nie możemy cofnąć tych zmian, to nikt nie zabronił ich zmienić ponownie. I może będą nam mówić, że jest dobrze tak jak jest, to my powinniśmy wybrać osobiście swoją drogę, którą będziemy dumnie kroczyć.

niedziela, 19 lipca 2015

Jestem satanistą

Zacznijmy od podstaw, satanizm to wyznawanie kultu szatanowi, chyba, że jest to satanizm ateistyczny, wtedy dotyczy to czczeniu np. władzy lub sił natury.
  Dobra, skoro już Was zainteresowałem (albo nie) to Was zmartwię (albo nie). Nie jestem satanistą. Chodzi o to, że ostatnio czytałem historię kilku nastolatków z Halemby, a rzecz działa się w okolicach 1999 r. Nie będę opowiadał wszystkiego, a to co najważniejsze. Grupa nastolatków stworzyła tak jakby sektę i znaleźli sobie opuszczony bunkier, w którym dokonywali tradycyjnych obrzędów. Pewnego razu wpadli na pomysł, by się zabić. Najpierw jeden z nich według planu miał zabić swojego kolegę, a drugi ich koleżankę, na koniec zaś obaj mieli popełnić samobójstwo. Wszystko poszło dobrze, tyle, że jeden z nich stchórzył i uciekł, drugi przeżył i ostatkiem sił dotarł do domu. Wszystko skończyło się tak, że obaj trafili do więzienia. Nie będę się zagłebiał w szczegóły, bo nie są dla nas istotne. 
  Zastanawiałem się nad tym faktem pod zupełnie innym kątem. Jeśli bóg nie istnieje to nie ma też jego wroga szatana, a skoro tak, to teizm, jak i satanizm są błędne. Czyli wszystko dzieje się w naszych głowach, wymyślamy sobie osobę, w którą wierzymy. Ułatwia to nam fakt, że ktoś inny też wierzy w tą samą osobę i opisuję się ją w księgach. Mamy więc pełno informacji o niej i możemy ją poznać. W ten sposób ktoś nam robi pranie mózgu. Poznawając tę osobę w naszym mózgu zapisują się informacje o tym, kim jest i jakie jest jej przesłanie. Po pewnym czasie uznajemy ją za naszego "boga" i chcemy wypełniać jego wolę. Jako, że ta osoba nie istnieje, a my tej informacji nie dopuszczamy do siebie. Robimy się w ten sposób fanatykami religijnymi. Wypełniając przesłanie tego "boga" nie wiemy, że tak naprawdę jesteśmy sterowani przez osobę, która go wymyśliła i robimy dokładnie to, co ona chce, nawet jeśli już dawno nie żyje. W ten sposób "tracimy" nasz mózg. Zatem można by rzec, że nie istnieje religia, a choroba psychiczna. Skoro tak to trzeba znaleźć na nią lekarstwo. Nie chcę nikogo w ten sposób obrazić, ale przekazać, że religia nie zawsze daje wolność, a często ją zabiera, czasem zabiera też nas samych i stajemy się innymi osobami. 
  Religie tworzy się po to by ten bóg, którego dotyczy był dla nas oparciem, ale niektórzy go nie potrzebują. Religie, które istnieją do najlepszych nie należą, każą zabijać, nawet jeśli chodzi o tych "dobrych władców". Trzeba się poważnie zastanowić co chce się wyznawać, lub stworzyć własną religię. Ale najlepszym wyjściem będzie wiara w siebie.

czwartek, 16 lipca 2015

Krótko o współczesnym świecie

Powiem Ci tyle,
Że nie ma tu dobrych ludzi, 
A tylko Ci co tak mówią,
Lecz mnie ta mowa nudzi.
Powiem Ci tyle,
Że nie ma tu szczerości, 
A Ci co są już szczerzy,
To tak do bólu kości.
Powiem Ci tyle,
Że zazdrość tu panuje,
Jak masz coś od nich więcej,
To każdy Cię opluje.
Powiem Ci tyle, 
Że miłości tu nie zaznasz,
Bo ludzie nie wiedzą co to miłość,
Bo nienawiść tu wyrasta.
A jeśli znajdziesz miłość, 
To tylko w mych ramionach,
Lecz jeśli jutro zginę, 
To ona ze mną skona.
Ludzie mi mówią, że jestem jakiś inny, 
Drudzy mówią dziwny.
Lecz nie ja końca świata jestem tutaj winny. 

środa, 15 lipca 2015

Czas zadumy.

Ten czas,

gdy zwykle siedzę przy oknie, spoglądam na niebo i widzę tylko księżyc i kilka gwiazd i myślę jak daleko są osoby, których potrzebuję. Czasem marzę o tym, aby ktoś podszedł, podał rękę i pomógł mi wstać, przytulił, gdy płaczę lub tylko dał chusteczkę, abym mógł otrzeć łzy z oczu. Ale dziś siedząc przy tym samym oknie i patrząc na inne już niebo, inne, bo okryte chmurami, które płaczą zupełnie jak ja, gdy za długo rozmyślam i wracam w przeszłość nie myślę co mógłbym mieć lub co mogę mieć, a co mam i co chcę mieć. Czasem wydaje się nam, że nie mamy nic i czekamy na wielkie sukcesy, ale co to da jeśli nie zaczniemy doceniać tych drobiazgów, których są dziesiątki w ciągu całego dnia. Dzień... to złe określenie - to tylko część całej doby, część 24 godzin, 1 440 minut, 86 400 sekund. Doba to przecież mnóstwo czasu.    Chodząc do szkoły z 24 godzin musiałem odliczać średnio 7 godzin pobytu w szkole i 2 godziny na dojazd w obie strony, to dawało mi 15 godzin, z czego znów musiałem odliczyć 10 h snu i 2 h nauki, zostawały 3 godziny w ciągu, których miałem czas tylko dla siebie, nie zawsze się to udawało dlatego te 3 godziny lokowałem w nocy, a część z 10 godzin snu odrabiałem w dzień. Nie zawsze mogło być to 10 godzin i czasem zmniejszało się do dwóch. Gdy tak było w dzień byłem bardziej padnięty i dłużej spałem, znów mniej spałem w nocy i tak w kółko czasem całymi tygodniami. Bywało też tak, że nie spałem w ogóle, ale wtedy nie wyczuwałem zmęczenia. Teraz są wakacje i choć dopiero się zaczęły ja już tracę rachubę czasu i nie wiem ile godzin na co przeznaczam. Bywa tak, że całymi dniami przebywam w domu, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. To pomaga przywrócić wewnętrzny spokój i znów wracam do normy, aż do czasu, gdy z niej nie wypadnę. 

wtorek, 14 lipca 2015

Żyć, albo nie być oto jest pytanie

Każdy dzień zaczynam uśmiechem 

I tak też go kończę, czasem się przymuszam, ale i tak to robię.


Dlaczego? Bo ludzie gdy widzą mnie z uśmiechem na twarzy zadają pytanie "z jakiego powodu?", a gdy ja odpowiadam "Bo żyję" zapadają w milczeniu lub w wielkim śmiechu. Czemu? przecież życie to podstawowy sukces, nawet jeśli coś nam nie wyjdzie, nie możemy się załamywać, a dumnie kroczyć na przód, a jeśli tych błędów nie da się naprawić to po prostu nie możemy ich powtarzać, aby znów się nie załamać i nie wpaść w błędne koło. 


     "Jeśli nie możesz latać, to biegnij. Jeśli nie możesz biec, to idź. Jeśli nie możesz iść, to się czołgaj, ale bez względu na wszystko nie przestawaj posuwać się na przód."

 Warto też zadać sobie pytanie: "Czym jest szczęście". Dużo z nas tego nie wie, bo czy istnieje jakaś definicja tego słowa? Każda osoba inaczej pojmuje szczęście, co jest jakby na to nie patrzeć utrudnieniem do zdefiniowania tego słowa, ale spróbujmy. Można powiedzieć, że szczęście to stan emocjonalny człowieka, który trwa od ułamka sekundy do większego okresu czasu, jest to stan, w którym człowiek zapomina o przykrych rzeczach, a wspomina wspaniałe chwile ze swojego życia lub jedną chwilę, przez którą aktualnie w tym stanie się znajduje. Nie było tak źle, ale większy problem pojawia się gdy ktoś zadaje pytanie: "Co powoduje ten stan w naszym organizmie?". Nie ma jasnych zasad dotyczących tego, bo coś, co u jednego daje szczęście u drugiego nie koniecznie. 
  Niestety prawda jest taka, że Ci, którzy nie potrafią cieszyć się z tego co mają, śmieją się z tych, którzy to potrafią. Osoby takie powinny w najprostszy sposób zacząć być szczęśliwymi, a pierwszym krokiem powinno być każdego dnia od razu po przebudzeniu uśmiechnąć się i po pewnym czasie to samo wejdzie w nawyk, tak jak budzenie się rano do szkoły lub pracy, albo picie rano kawy, bądź herbaty. Powinniśmy też nauczyć się dostrzegać najmniejsze swoje sukcesy np. "O, udało mi się nie spóźnić na spotkanie, chociaż często to robię", lub "udało mi się nie zapomnieć długopisu do szkoły/pracy".
Nie czekajmy na wielkie sukcesy, zacznijmy być szczęśliwi już dziś. 
  Uśmiechajmy się pomimo brzydkiej pogody za oknem, gdy nie wychodzimy z domu w taką pogodę, to szukajmy rzeczy do zrobienia bez wychodzenia na zewnątrz. Uśmiechajmy się idąc ulicą. Uśmiechajmy się zawsze, gdy spotka nas coś dobrego i dzielmy się swoim szczęściem z innymi. Ale nie bądźmy zawistni, bo o takich w Polsce nie trudno i jeżeli możemy, a ktoś przeżywa porażkę to nie cieszmy się, że to nie spotkało nas, ale starajmy się mu pomóc.



wtorek, 30 czerwca 2015

Homoseksualizm a patriotyzm


Na ogół dwie odmienne rzeczy, ale nie w naszym cudownym kraju mlekiem i miodem płynącym. 

Jestem tolerancyjny i nie rozumiem co ma węgiel do herbaty, przecież patriotyzm to też tolerancja, czy nie? No może nie u nas, ale gdzieś tak jest.

Nawiązuję tutaj do ostatnich wydarzeń i wojen w internecie po zezwoleniu parom homoseksualnym na ślub w USA. Rozumiem, że w Polsce do tego nie dojdzie, bo kler, który rządzi tym państwem uważa, że to choroba. Nie, homoseksualizm to NIE jest choroba. Takich zezwoleń dokonano już w wielu krajach Europy, ale w nich nie rządzi kościół i komuniści. Najśmieszniejsze jest to, że osoby, które uważają się za patriotów ustawiają sobie biało-czerwone kolory na tle profilówek. To jest FANATYZM! Czymś podobnym kierował się Hitler, ale Wy tego nie zauważacie. Nacjonalizm jest gorszy od homoseksualizmu, ale na idiotów nie ma rady, znaczy jest, ale zabójstwo jest nielegalne. Ja rozumiem, może nie zgadzajmy się na adopcję dzieci, przez takie osoby, ale dajmy im choć taką wolność, żeby mogli czuć się swobodnie. Nikt nigdy nie powiedział, że ślub to nie związek dwóch osób odmiennej płci. Są to osoby, które należą do mniejszości narodowych i niech tak zostanie. Mniejszości nie powinny rządzić większością, co starają się robić.
Jestem też przeciw marszom równości, bo to co tam się pokazuje to nie są geje, czy lesbijki, tylko pedały. Pedał i gej to też dwie różne rzeczy, które się myli. Jeżeli ktoś jest gejem i to objaśnia, ale nie narzuca się i wyglądem tego po nim nie widać, to dlaczego nie dać mu wolności. Nie zaglądajmy innym co robią w domu, sypialni, zajmijmy się sobą. Jeżeli taki gej narzuca swoją postawę, wyglądem jest jak coś dziwnego i chce należeć do większości to jest pedał. Może ktoś z Was, którzy to czytacie zrozumie i zacznie normalnie myśleć. Jesteśmy homo sapiens i powinniśmy z tego korzystać. Naprawdę wiele rzeczy należy przemyśleć.