środa, 15 lipca 2015

Czas zadumy.

Ten czas,

gdy zwykle siedzę przy oknie, spoglądam na niebo i widzę tylko księżyc i kilka gwiazd i myślę jak daleko są osoby, których potrzebuję. Czasem marzę o tym, aby ktoś podszedł, podał rękę i pomógł mi wstać, przytulił, gdy płaczę lub tylko dał chusteczkę, abym mógł otrzeć łzy z oczu. Ale dziś siedząc przy tym samym oknie i patrząc na inne już niebo, inne, bo okryte chmurami, które płaczą zupełnie jak ja, gdy za długo rozmyślam i wracam w przeszłość nie myślę co mógłbym mieć lub co mogę mieć, a co mam i co chcę mieć. Czasem wydaje się nam, że nie mamy nic i czekamy na wielkie sukcesy, ale co to da jeśli nie zaczniemy doceniać tych drobiazgów, których są dziesiątki w ciągu całego dnia. Dzień... to złe określenie - to tylko część całej doby, część 24 godzin, 1 440 minut, 86 400 sekund. Doba to przecież mnóstwo czasu.    Chodząc do szkoły z 24 godzin musiałem odliczać średnio 7 godzin pobytu w szkole i 2 godziny na dojazd w obie strony, to dawało mi 15 godzin, z czego znów musiałem odliczyć 10 h snu i 2 h nauki, zostawały 3 godziny w ciągu, których miałem czas tylko dla siebie, nie zawsze się to udawało dlatego te 3 godziny lokowałem w nocy, a część z 10 godzin snu odrabiałem w dzień. Nie zawsze mogło być to 10 godzin i czasem zmniejszało się do dwóch. Gdy tak było w dzień byłem bardziej padnięty i dłużej spałem, znów mniej spałem w nocy i tak w kółko czasem całymi tygodniami. Bywało też tak, że nie spałem w ogóle, ale wtedy nie wyczuwałem zmęczenia. Teraz są wakacje i choć dopiero się zaczęły ja już tracę rachubę czasu i nie wiem ile godzin na co przeznaczam. Bywa tak, że całymi dniami przebywam w domu, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. To pomaga przywrócić wewnętrzny spokój i znów wracam do normy, aż do czasu, gdy z niej nie wypadnę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz